Są w życiu człowieka dni, o których przez długie lata pamięta, a także bardzo często z rozrzewnieniem wspomina ich przebieg i treść. Nie można wyrwać z pamięci całej masy przeżytych drastycznych epizodów. To samo można powiedzieć o życiu całej społeczności, a w tym przypadku życiu społeczności Pułtuska. Jeszcze w początkach stycznia 1945 roku w zanarwiańskich lasach stały całe baterie rosyjskiej artylerii. Lufy dział wycelowane w kierunku Pułtuska. Tylko od czasu do czasu kręcących się obok artylerzystów podrywał na równe nogi głos dowódcy baterii: – Wnimanie, rebiata – ogień.
Na ten okrzyk gardziele dział wypluwały dziesiątki śmiercionośnych pocisków, które następnie lądowały na pułtuskiej dzwonnicy, czy też obydwu wieżach szkolnego kościoła. A w miejscu uderzenia pocisku w powietrze unosiła się leniwie jasna chmura pyłu i dymu. Cel zmniejszał się stopniowo i systematycznie. Tak było do dnia 17 stycznia 1945 r.
Właśnie od tego dnia od świtu przetaczały się przez Pułtusk oddziały rosyjskiej piechoty. Front został przerwany. Żołnierze przeprawiali się wykorzystując do tego celu różnego rodzaju łodzie. Inni po drabince wdrapywali się na resztki drewnianego mostu. W części nad łąkami od strony Popław most był spalony. Pierwsi żołnierze na poręczach mostu piszą znamienne słowa: Min niet.
Po paru minutach marszu żołnierze stają u stóp zamkowej skarpy. Dookoła pustka, drzewa wycięte aż do ziemi. Była to pierwsza linia walk. Żołnierze wkraczają do Pułtuska, którego nie było. Na miejscu domów stały wypalone kikuty murów z czerwonej cegły.
Już w kilka godzin po przemarszu pierwszych rosyjskich oddziałów do miasta docierają jego mieszkańcy. Koczowali 5 miesięcy, a teraz zastanawiają się, czy możliwa będzie odbudowa zniszczeń w ciągu jednego pokolenia? Z rozważań bardzo często wyrywał ich chrapliwy głos żołnierza: – Grażdanin, postój – pójdziesz z nami do prac przy budowie mostu. Od takiego zaproszenia nie było odwołania. Wojna wisi w powietrzu, a wycelowany karabin mosin lub automat pepesza, wyraźnie wskazywały kierunek marszu. To było ważniejsze od troski o własne lokum.
A jak wyglądał wówczas Pułtusk? Nie ma dziś pióra, przy pomocy którego można by określić ogrom zniszczeń. Cała nieparzysta strona Rynku leży w gruzach. Pod dachem stał tylko budynek z napisem: Kreisfleischerei. Rynek nr 7. Strona parzysta także w gruzach. Z pięknego domu towarowego (Rynek róg Świętojańskiej), który należał do Bruno Reefelda, zostały tylko osmolone ściany. A był to znany sklep, w którym za okupacji, po odzyskaniu odpowiedniego „Bezugscheinu” można było kupić ubranie lub buty. Dzwonnica w gruzach, kościół szkolony także. Nie ma ulicy Świętojańskiej. Na Placu Teatralnym pod dachem tylko szpital i Dom Kultury. Reszta to gruzy. Kościół św. Józefa bez dachu i ogrodzenia. Dalej też tylko gruzy. Most wyszkowski w całości leży na dnie Narwi. Dalej w kierunku Nasielska zdaje się, że wieś została mniej zniszczona. To tylko pozory. Wszystkie przepusty na odcinku do Winnicy wysadzone w powietrze. Dla rosyjskich pojazdów to żadna przeszkoda. „Wpieriod za Stalina i rodzinu” – słychać tylko takie okrzyki w rosyjskich oddziałach. Zakręty pod Golądkowem. Pobocza zaminowane, o czym świadczą tabliczki: „Achtung Minen”. Odcinek szosy od Zakrętu do wsi Zbroszki zadrzewiony. Stoi tam rząd drzew 50-letnich. Każde drzewo nacięte na wysokości 1 metra, a w nacięcie założony ładunek trotylu. Wszystko połączono kablem. Ale szybkość operacji uniemożliwiła wysadzenie drzew. Wieś Zbroszki. Tu w wąwozie saperzy niemieccy pobudowali labirynt przewidziany do wysadzenia w czasie marszu wojsk rosyjskich. Ale oto i Winnica. W furtce pierwszej zagrody po prawej stronie leży trup niemieckiego żołnierza. Próbował nocą z kwatery wydostać się na zbawczą szosę. Nie zdążył. Wieś bez mieszkańców, ale spalono budynku Urzędu Gminy. Na skraju wsi, nad rowem, około 20 trupów. To rosyjscy żołnierze pościągani z pól. Kilka kilometrów w stronę Nasielska szosa pusta. Ale wkrótce są też ślady walk. Na szosie leży trup niemieckiego żołnierza. Obydwie nogi zgruchotane do kolan. Przejechały po nim rosyjskie czołgi. Na drodze do Poniat też trupy.
Przypuszczalnie wycofujący się żołnierze zostali dopędzeni przez rosyjskie czołgi. Ale czołgiści jeńców nie brali. Z pancernego luku wychyla się czołgista w hełmofonie. W ręku pistolet. W światłach czołgu niemiecki piechur. Pada strzał – i po wszystkim. Czołgista jeszcze przejeżdża przez nogi żołnierza. Wojna ma swoje odwieczne prawa. To prawa nie znają sentymentu – ani uczucia litości.
Ale oto wieś Poniaty. W tle już widać Nasielsk. Po prawej stronie mały zagajnik. Na jego skraju sterta łusek i dysk od karabinu Dichtiarowa.
W odległości około 250 metrów, na polnych zagonach, leży tyraliera niemieckich żołnierzy. Około 15 trupów, a więc cała drużyna. Niektórzy przysypani śniegiem. Ciała powyginane w niesamowitych pozach. Widocznie wycofująca się szosą grupa Niemców została dopędzona przez czołgi. Niemcy usiłowali potem dotrzeć w kierunku Nasielska. Ale podrzucony na czołgu karabin maszynowy Dichtiarowa był szybszy. Dłuższa salwa, a potem chwilowa cisza. Jęki poranionych stają się coraz cichsze i po paru minutach cichną. Cichną na zawsze.
Oto Nasielsk. Zupełnie wymarły sprawia na żyjących niesamowite wrażenie. Do miasta wysiedleńcy jeszcze nie dotarli. Ale przybędą za dwa, trzy dni. Powita ich, znajdujący się na przedmieściu, od strony Płońska, niemiecki cmentarz wojenny. Równe rzędy mogił, jednakowe drewniane krzyże. Piękna architektoniczna harmonia wykorzystana do celów śmierci. Za kilka dni wysiedleńcy z Pułtuska i Nasielska będą czytali rozplakatowane na ulicach obwieszczenie, a właściwie rozkaz nr 2 radzieckiego dowództwa z dnia 7 lutego 1945 roku. Rozkaz opublikowany w językach: polskim i niemieckim, polecał wszystkim mieszkańcom narodowości niemieckiej stawić się w dnia do 2 marca w określonych punktach do prac nad odbudową zniszczeń wojennych.
Na sztabowych mapach rosyjskich Pułtusk należał do Prus.
Dziś przeżycia wojenne i wieść o nich stopniowo zamiera. Życie eliminuje świadków tamtych wydarzeń. I tylko staruszkowie opowiadają swym wnukom o dniach wojny i dniu, którego nie mogą zapomnieć. Tym dniem był 17 stycznia 1945 roku – kiedy przystąpili do odbudowy naszych miast i wsi.
Miron Owsiewski
„Z notatnika archiwisty”
Pułtuska Gazeta Powiatowa nr 2 z 9 stycznia 2001 roku