Wojciech Werczyński

W sobotę 19 marca, na ścianie budynku Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Pułtusku, odsłonięto mural poświęcony legendzie Nadnarwianki Pułtusk – śp. Wojciechowi Werczyńskiemu – byłemu zawodnikowi, działaczowi, miłośnikowi klubu. Mural namalowano z okazji 100-lecia MLKS Nadnarwianka Pułtusk. Wojciech Werczyński zmarł 21 stycznia 2015 roku.

Odszedł Wojciech Werczyński

W środę 21 stycznia zmarł Wojciech Werczyński – jeden z największych w historii Nadnarwianki. Na co dzień oklasków i pochwał unikał z taką starannością, z jaką tylko dbał o sprawy klubu. Zawsze w drugim szeregu, choć pod względem oddania nie miał sobie równych.
Do Nadnarwianki trafił jako nastolatek. Wzmocnił zespół, w którym grał jego wuj. Zapowiadał się na tyle dobrze, że pytał o niego jeden z warszawskich klubów. Został w Pułtusku, bo zgody na przeprowadzkę nie wyrazili jego rodzice.
Po latach okazał się idealnym kierownikiem klubu. Imponował zaangażowaniem, skromnością. Znał każdego, kto był związany z Nadnarwianką.

Oto kilka historii oddających jego zasługi dla klubu:
Byłem prawą ręką Załogi” – mówił z dumą Pan Wojtek. Był człowiekiem wyjątkowo skromnym, ostatnim, który przypisałby sobie zasługi. W tej jednej kwestii czynił wyjątek. Chętnie opowiadał o swojej cegiełce dołożonej do czasów prosperity Nadnarwianki.
Z kilku historii z tego okresu szczególnie lubił tę dotyczącą Karola Salika – chyba najlepszego zawodnika Nadnarwianki w pierwszym sezonie w trzeciej lidze. Dobra postawa niezbyt wysokiego bramkarza nie umknęła rywalom. Po sezonie na testy zaprosił go Pelikan Łowicz.
Salik przyszedł do Werczyńskiego i powiedział, że jedzie do Łowicza. Ten odparł, żeby pamiętał, że zawsze może wrócić. W dniu testów zadzwonił telefon Pana Wojtka., „Siedzę od trzech godzin w budynku klubowym i nikt z nim nie rozmawia” – mówił rozczarowany bramkarz.
Za dwie godziny kolejne połączenie. „Kiepsko mnie potraktowali” – powiedział Salik. „Karol, wracaj do nas. Ile ci chcieli dać?” – spytał Werczyński. Padła kwota. „U nas dostaniesz trochę mniej, ale więcej niż do tej pory. Zgoda?” – zadeklarował. „Zgoda” – odparł bramkarz.
Zaczęło się szukanie. Pan Wojtek ruszył w miasto. Wiedział, gdzie jechać. Znalazł kilku ludzi oddanych Nadnarwiance, którzy zadeklarowali pomoc. Było solidarnościowo. Każdy płacił pewną kwotę, która szła na wynagrodzenie dla Salika. Jeden z najlepszych bramkarzy w historii klubu został na kolejny sezon.
Piłkarze zawsze byli oczkiem w głowie Pana Wojtka. Pomagał wszystkim. Nie miało znaczenia czy to seniorzy, juniorzy, młodzicy czy żaki. Znał wszystkich, bo póki pozwalało mu zdrowie, nie opuszczał żadnego meczu. Był też stałym bywalcem treningów, a nawet turniejów dzikich drużyn.
Być może szczególnej pomocy udzielał zawodnikom przyjezdnym – tych w erze prezesa Załogi nie brakowało. Przyjeżdżali czasem z odległych o kilkaset kilometrów miast, aby spróbować szczęścia w III lidze, przy okazji studiując na Akademii Humanistycznej. Do klubowego kierownika przychodzili po poradę, a czasem by zwyczajnie pogadać. Nigdy nie odmawiał. Zawsze miał czas.
Rola klubowego kierownika zobowiązywała choćby do brania udziału w walnych zebraniach członków klubu. Kilka lat temu na takowym spotkaniu doszło do ostrej wymiany zdań. W roli głównej lokalni politycy. Jeden, który na mecze zaglądał od wielkiego święta i drugi, który może i wykazywał się niezłą frekwencją na spotkaniach seniorów, ale w tamtej chwili nad wszystko przedkładał partyjność.
Złość kipi. „Co wyście zrobili dla Nadnarwianki?” „A od kiedy wy jesteście jej przyjaciółmi?”. Trwa ostra wymiana zdań. Nagle cała sala patrzy na Pana Wojtka. Ten zrażony kłótnią wstaje i kieruje się do wyjścia. „Wojtek, zaczekaj!” – krzyczy jeden ze starszych działaczy. „Nie chcę tego słuchać” – odpowiada cicho Werczyński. Wystarczyło, aby uciszyć oponentów, a w dodatku ich zawstydzić.
Kto widział album Pana Wojtka, ten wie jak bardzo pasjonował się historią Nadnarwianki. Miał wielki udział przy powstaniu książki o historii klubu. Spędził wiele czasu na rozmowach z jej autorem – doktorem Krzysztofem Wiśniewskim.
Z wielkim przejęciem pokazywał liczne zdjęcia. Opowiadanie historii o meczach sprzed pół wieku sprawiało mu wielką radość. O Nadnarwiance wiedział najwięcej. Odszedł zabierając tę wiedzę i tysiące wspomnień o swoim ukochanym klubie.

Tekst ukazał się w Pułtuskiej Gazecie Powiatowej nr 4, ze stycznia 2015 roku